Jaki jest związek między wiarą a ekonomią?

Jaki jest związek między wiarą a ekonomią?
KREDYT WZROKU:  

Jaki jest związek między wiarą a ekonomią?

    • Autor Nazwa
      Michał Kapitano
    • Autor Twitter Uchwyt
      !

    Pełna historia (użyj TYLKO przycisku „Wklej z programu Word”, aby bezpiecznie skopiować i wkleić tekst z dokumentu programu Word)

    Amerykańskie motto „In God We Trust” można przeczytać na wszystkich amerykańskich walutach. Narodowe motto Kanady, Mari Usque Ad Mare („Od morza do morza”) ma swoje religijne korzenie — Psalm 72:8: „Będzie panował od morza do morza i od rzeki aż po krańce ziemi”. Religia i pieniądze wydają się iść w parze.

    Ale jak długo? Czy w czasach trudności ekonomicznych ludzie zwracają się ku wierze religijnej?

    Najwyraźniej nie.

    Artykuły z Wielkiej Recesji zawierają takie nagłówki, jak „Bez pośpiechu do ławek” i „Brak wzrostu frekwencji w kościołach podczas kryzysu gospodarczego”. Jeden z sondaży Gallupa przeprowadzony w grudniu 2008 roku nie wykazał żadnej różnicy w uczęszczaniu na nabożeństwa między tym rokiem a poprzednimi, stwierdzając, że „absolutnie nie było żadnych zmian”.

    Oczywiście jest to bardziej skomplikowane. Czyjaś religijność, to znaczy aktywność religijna, oddanie i wiara, podlega wielu czynnikom społeczno-psychologicznym. Niezależnie od tego, co mówią sondaże, wyniki mogą być różne. Co zatem takiego jest w religii, że zmienia się, gdy sprawy idą źle?

    Zmiana wyznania lub miejsca?

    Chociaż może być prawdą, że jakikolwiek postrzegany wzrost frekwencji religijnej w obliczu wyzwań ekonomicznych nie odzwierciedla średnio etosu narodu, wahania istnieją. W badaniu zatytułowanym „Modlitwa o recesję: cykl koniunkturalny i religijność protestancka w Stanach Zjednoczonych” David Beckworth, adiunkt ekonomii na Uniwersytecie Stanowym w Teksasie, dokonał interesującego odkrycia.

    Jego badania wykazały, że kongregacje ewangelickie rosły, podczas gdy główne kościoły odnotowywały spadek frekwencji w czasach recesji. Obserwatorzy religijni mogą zmienić swoje miejsce kultu, aby szukać pocieszenia i wiary w kazaniach w niestabilnych czasach, ale to nie znaczy, że ewangelizacja przyciąga zupełnie nowych uczestników.

    Religia to wciąż biznes. Konkurencja wzrasta, gdy pula gotówki z darowizn jest niska. Kiedy rośnie popyt na pocieszenie religijne, ci, którzy mają bardziej atrakcyjny produkt, przyciągają większe tłumy. Niektórych to jednak nie przekonuje.

    Nigel Farndale z Telegraph zgłaszane w grudniu 2008 r. kościoły w Wielkiej Brytanii odnotowywały stały wzrost frekwencji w miarę zbliżania się Bożego Narodzenia. Argumentował, że w czasach recesji zmieniają się wartości i priorytety: „Porozmawiaj z biskupami, księżmi i wikariuszami, a poczujesz, że płyty tektoniczne się przesuwają; że nastroje narodowe się zmieniają; że odwracamy się od pustego materializmu ostatnich lat i wznosimy nasze serca na wyższy, bardziej duchowy poziom… Kościoły są miejscami pocieszenia w niespokojnych czasach”.

    Nawet jeśli to była prawda, a złe czasy naprawdę przyciągały więcej ludzi do kościołów, można to przypisać duchowi sezonu, a nie przedłużającej się zmianie zachowania. Zwiększona religijność wydaje się być tymczasowa, próbą buforowania przed negatywnymi wydarzeniami życiowymi.

    Wzrost frekwencji, ale na jak długo?

    Nie tylko trudności finansowe mogą stymulować wzrost zachowań związanych z poszukiwaniem religii. Każdy kryzys na dużą skalę może spowodować pośpiech do ławek. Ataki terrorystyczne z 11 września 2011 roku przyniosły znaczny wzrost liczby osób chodzących do kościoła. Ale nawet ten skok frekwencji był chwilowym przeskokiem na radarze, skutkującym jedynie krótkotrwałym wzrostem. Chociaż ataki terrorystyczne zachwiały stabilnością i komfortem życia w Ameryce, powodując gwałtowny wzrost frekwencji i sprzedaży Biblii, to nie miało to trwać długo.

    George Barna, badacz rynku przekonań religijnych, poczynił następujące obserwacje Grupa poszukiwawcza: „Po ataku miliony nominalnie wyznających kościoły lub generalnie niereligijnych Amerykanów desperacko poszukiwały czegoś, co przywróciłoby stabilność i poczucie sensu życiu. Na szczęście wielu z nich zwróciło się do kościoła. Niestety, niewielu z nich doświadczyło czegoś, co było wystarczająco zmieniające życie, aby przyciągnąć ich uwagę i lojalność”.

    Lektura internetowe fora religijne ujawnił podobne obawy. Pewien chodzący do kościoła zauważył podczas Wielkiej Recesji: „Widziałem znaczny spadek frekwencji w moich kręgach i naprawdę zła sytuacja ekonomiczna nie pomogła. Zastanawiałem się nad tym wszystkim. Myślę, że musimy naprawdę przyjrzeć się biblijnemu chrześcijaństwu i temu, co to znaczy być światłem na tym świecie. Myślę, że przede wszystkim musimy zadać sobie pytanie, czy głosimy „dobrą” nowinę”.

    Inny martwił się, że kościoły nie są w stanie przynieść pocieszenia tym, którzy go szukają; „Czy to możliwe, że wszyscy ci ludzie, którzy tłoczyli się w kościołach po 9 września, stwierdzili, że większość kościołów nie ma żadnych prawdziwych odpowiedzi na swoje pytania? Może to pamiętają i tym razem zwracają się gdzie indziej.

    Religia jest podstawową instytucją, do której można się zwrócić w trudnych czasach, gdy ludzie chcą być wysłuchani, pocieszeni i towarzyszeni. Mówiąc najprościej, religia służy jako środek do osiągnięcia celu dla tych, którzy nie praktykują regularnie. Na jednych działa a na innych nie. Ale co sprawia, że ​​niektórzy ludzie i tak chodzą do kościoła?

    Niepewność, a nie edukacja, napędza religijność

    Czy tylko biedni, niewykształceni szukają Boga, czy też chodzi o coś więcej? Wydaje się, że niepewność co do przyszłości, a nie powodzenie w życiu, wpływa na religijność.

    Badanie dwóch holenderskich socjologów, StijnRuiter, starszy pracownik naukowy w Holenderskim Instytucie Badań nad Przestępczością i Egzekwowaniem Prawa, oraz Frank van Tubergen, profesor z Utrechtu, dokonali kilku bardzo interesujących powiązań między uczęszczaniem do kościoła a nierównościami społeczno-ekonomicznymi.

    Odkryli, że chociaż osoby o niskich kwalifikacjach są bardziej religijne, są mniej aktywne niż ich wykształceni koledzy, którzy są bardziej zorientowani politycznie. Ponadto niepewność ekonomiczna w systemach kapitalistycznych sprzyja chodzeniu do kościoła. „W krajach o dużych nierównościach społeczno-ekonomicznych bogaci często chodzą do kościoła, ponieważ oni też mogą jutro wszystko stracić”. W państwach opiekuńczych frekwencja w kościołach spada, odkąd rząd zapewnia swoim obywatelom koc bezpieczeństwa.

    Niepewność zachęca do chodzenia do kościoła, gdy nie ma siatki bezpieczeństwa. W czasach kryzysu efekt ten ulega wzmocnieniu; religia jest niezawodnym źródłem, na którym można polegać jako środkiem radzenia sobie, ale głównie dla tych, którzy są już religijni. Ludzie nie stają się nagle bardziej religijni, ponieważ w ich życiu dzieją się złe rzeczy.

    Religia jako wsparcie

    Jeśli chodzi o poszukiwanie opieki, najlepiej postrzegać religię nie jako instytucję, ale jako system wsparcia. Osoby, które mają do czynienia z niekorzystnymi wydarzeniami życiowymi, mogą wykorzystywać religię jako substytut, aby zabezpieczyć się na przykład przed kryzysem finansowym. Chodzenie do kościoła i modlitwa wykazują efekty hartowania.

    Jedno badanie donosi, że „wpływ bezrobocia na osoby religijne jest o połowę mniejszy niż na osoby niereligijne”. Ci, którzy są religijni, mają już wbudowane wsparcie, na którym można się oprzeć, gdy nadejdą ciężkie czasy. Wspólnoty wiary służą jako latarnie nadziei i zapewniają społeczne ciepło i pocieszenie potrzebującym.

    Chociaż ludzie nie stają się bardziej religijni w czasach recesji gospodarczej, potencjalny wpływ, jaki religia może mieć na zdolność radzenia sobie z trudnościami, stanowi potężną lekcję. Bez względu na religijne poglądy na życie ważne jest, aby mieć system wsparcia, który chroni przed nieszczęściem.

    Tagi
    Kategoria
    Tagi
    Pole tematu

    PRZYSZŁY CZAS